Komentarze: 5
Moja quza jush pojechala... (chlip chlip). Od razu znajomy wyciagneli mnie pod namiot do Sandrietty. Pierwsza noc minela w miare spokojnie, a przy kolacji pomyslelismy ze mozna by bylo drugi raz sie wybrac do Leszna. Tym razem jechalabym na moim rowerze wiec sie tesh zgodzilam. Tylko ze jak sie rano obudzilismy to moi genialni znajomi zdecydowali ze jedziemy teraz i zaraz. Wpadlam do domu jak po ogien poszalalam tam troszku i pojechalam do tego Leszna... jezdzlismy po jakis uliczkach, wogole mi sie rower rozwalil, bagarznik i tylny blotnik prawie odpadl a najorzej bylo jak jechalismy po kostce ulicznej... Wszystko mi chrobotalo a ludzie sie za mna ogladali. Juz nie wspomne o tym ze malo co a nie dojechalabym do Góry, nie mialam juz kompeltnie sily :) No ale jakos dotarlam... a teraz by mi sie przydal jakis masarzysta do tylka... :D:D:D Dzisiejsza noc tesh spedzilam w namiocie, a najbardziej mi sie chcialo smiac jak kumpel uganial sie w swoim namiocie za pasikonikami buehehehehehehe No i wychodzi na to ze mnie prawie w domu od niedzieli nie bylo... :DDD Pozdrowionka dla znajomkow :***